![]() |
Tak wygląda Seitling w słoneczny dzień |
„Jedźmy do Karyntii, tam jest ładna pogoda” – G nie musiał mnie długo przekonywać – za oknem w Seitling (Lungau) wiało i co jakiś czas padało, niebo było szare i przygnębiające.
Ruszyliśmy. Im bliżej Karyntii tym
ładniejsza pogoda i tym wyższe góry. Tradycyjnie uśmiechnęłam się na widok
tablicy „Lienz”, bo około 20-30 km za Lienz jest nasza słynna trasa narciarska nr 1 w Silian
(doskonała, niczym wzorzec w Sevres).
Przejeżdżaliśmy przez kolejne niewielkie, urocze miejscowości o mniej lub bardziej turystycznym charakterze, aż w jednej z nich mignęła nam tablica „Pyramidenkogel”. Nie zastanawiając się długo skręciliśmy w boczną drogę i… trafiliśmy na drogę biegnącą ostro w górę z dużą liczbą zakrętów, a to wszystko w otoczeniu pięknego lasu. Fantastycznie! Uwielbiam takie drogi! Pięliśmy się pracowicie samochodem co jakiś czas mijając tych, którzy postanowili się tam wspiąć rowerem (też mi zaświtała ta myśl w głowie) aż w końcu dotarliśmy do podnóża wieży widokowej Pyramidenkogel.
Pierwsza myśl? Idę na górę! G od razu powiedział, że nie idzie (ma lęk wysokości), ale zapewnił, że chętnie na mnie poczeka na dole napawając się ciszą i spokojem oraz kontemplując dostępne mu widoki. Pyramidenkogel opisana jest jako najwyższa drewniana wieża widokowa na świecie – wraz z instalacjami na samej górze mierzy 100 m. Doczytaliśmy też, że jej kształt został zainspirowany pozycją baletnicy w piruecie i rzeczywiście, jak się uważniej przyjrzeliśmy, dostrzegliśmy pewne podobieństwo. Ale Pyramidenkogel nie zawsze mogła się poszczycić mianem „najwyższej na świecie” – taką stała się dopiero w 2013 roku, a wcześniej, w latach 1950-1968, mierzyła sobie raptem 22 metry, a później, do 2012 roku – 54.
Poza fantastycznymi widokami (najwyższa platforma widokowa
znajduje się na wysokości 70,56 m, co daje 919,06 m n.p.m.) oferuje inne
atrakcje. Należą do nich:
- zjazd najwyższą zjeżdżalnią w Europie – ma 52 m wysokości, 120 m długości, a czas zjazdu ze średnią prędkością 25 km/h zajmuje raptem 20 sekund. Widziałam śmiałków szykujących się do jazdy – dostawali coś w rodzaju filcowych sanek i ochraniacze na łokcie. Przyjemność jazdy tą zjeżdżalnią to dodatkowe 4 euro do wcześniej wydanych 11 (cena za jeden schodek wzrasta).
- wolne spadanie – wystarczy zrobić jeden krok w przód by polecieć na linie kilkanaście metrów w dół i wylądować na niewielkiej platformie.
- zjazd na linie na ziemię - w uprzęży i bardzo powoli, ale zakładam, że emocje i tak są niemałe.
Wszystkie te opcje były dla mnie zbyt przerażające…
wystarczyło mi to dziwne uczucie w nogach – coś pomiędzy mrowieniem, a
trzęsawką, gdy zbliżałam się do krawędzi tarasów z telefonem w dłoni. Śmieszna
sprawa – na co dzień nie myśli się o tym, że można coś upuścić, a tam myślałam
o tym nieustannie! Bez telefonu w dłoni nie miałam problemów, żeby swobodnie
oprzeć się o barierkę i podziwiać niesamowite widoki i bajecznie
zielonkawoniebieskie jezioro Wӧrthersee. Ale dreszczyk emocji był, gdy czułam lekkie bujanie się wieży na wietrze...
Z góry wypatrzyłam miejsce, w którym rok wcześniej w Klagenfurcie pochłonęliśmy przepyszne lody (czekoladowa poezja 😋)
i z przyjemnością zobaczyłam trasę naszej ubiegłorocznej wycieczki rowerowej dookoła jeziora.
Aha, wieża jest dostępna także dla tych, którzy boją się wysokości - windą, która robi wziuuut i już jest na górze, można wjechać na przeszklony poziom, w pełni bezpieczny.
P.S. Oczywiście nie oparliśmy się pokusie by pojechaliśmy sprawdzić, czy jakość lodów nie uległa pogorszeniu. Nie uległa, wciąż są wyśmienite.
P.S. Oczywiście nie oparliśmy się pokusie by pojechaliśmy sprawdzić, czy jakość lodów nie uległa pogorszeniu. Nie uległa, wciąż są wyśmienite.
Komentarze
Prześlij komentarz